10 czerwca 1923

Z teki młodzieńczej Sienkiewicza

 

         W czwartym zeszycie „Roku Polskiego" czy­tamy:

         W młodości, jeszcze jako student Szkoły Głó­wnej Warszawskiej, Sienkiewicz nieraz próbował swoich sił na polu poezyi; jego pierwszym utwo­rem, napisanym w roku 1857, jest poemacik na wzór „Sielanki młodości" Gaszyńskiego; ogłosił go Ign. Chrzanowski w „Ateneum", w tomie I., roku 1901, z autografu, będącego własnością doktora Konrada Dobrskiego, kolegi i przyjaciela lat młodzieńczych Sienkiewicza.   Obecnie ogłasza­my inny wszesny poemacik żartobliwy Sienkie­wicza, nieukończony, a pochodzący z tegoż 1867 roku. Autograf znajduje się również w zbiorach, pozostałych po ś. p. Konradzie Dobrskim, zasłużonym długoletnim prezesie Kasy imienia Mianowskiego w Warszawie. Odpisu udzielił nam p. Ign. Chrzanowski.

 

Sam nie wiem, jak mam weną poetycką władać,

Jak wiersze, strofy, zwrotki i rymy układać:

Czy, szanując pojęcia w sztuce prawidłowe,

Ubrać swe myśli w szaty trzynastozgłoskowe,

Czyli też, Słowackiego zachwycony sławą,

Porzucić heksametry, a pisać oktawą,

Czy nareszcie, sekstyny szanować zalety,

Czy rondo, madrygały, tercet lub sonety.

W tem wszystkiem wieś, spokojność, powodzenie wróży;

Lecz nie wszystko przystoi na opis podróży.

A od niej zacznę, chociaż początek już wiecie,

Bośmy oba z Konradem*), siedząc przy bufecie

On z moją torbą w ręku, ja nad bułką z szynką,

promieniste spojrzenia zmieniali z Litwinką,

Jasną, bladą, błękitną, bardzo idealną,

Jak szept gajów litewskich. Jej buzię owalną

Niewinność tak spowiła w spokój i tęsknotę,

Żem pomimo nieśmiałość spytać miał ochotę,

Gdzie jedzie, jak daleko, którą wreszcie klasą.

Gdy wtem głos matki zabrzmiał: „Lolu!" Ja, jak Tasso

Nieboszczyk, ucieszony dźwięcznością imienia,

Nie szukając już nawet jednego spojrzenia,

Siadłem i czekam. Wkrótce słychać świst szalony,

Chwila cicho, świst znowu; zadrżały wagony,

I jedziem, coraz szybciej... I wreszcie szarawe

Obłoki dymu... skryły przed nami Warszawę.

Więc rozmowa się wszczyna... Wtem, z drugiej przegrody

Jakiś głosik niewieści, dźwięczący i młody,

A pełny tych akcentów, po których i w piekle

Rozpoznałby Litwina, rzekł: „ Jak skuczno wściekle,

„Co? Długoż to tak będzie?" Na to ja : „Jeżeli

„Za wolno jadą — krzyknę — może będą chcieli

„ Popędzić". I wysadzam głowę poprzez okno.

Patrzę: deszcz, konduktory i wagony mokną.

Więc krzyczę: „Poganiajcie, a będzie na piwo,

„Tryngield" na pierwszej stacyi; tylko duchem żywo,

„Bo się panienka nudzi!". — „To aż coś się dzieje—

Rzeknie mama — no, Lolu, pan się z ciebie śmieje:

„Takie to koronijarze chitre, co? No proszę —

„Nie darmo starzy mówią: Do Litwy po grosze,

„Do Korony po rozum". Więc ja, zawstydzony

Własną chytrością, pytam dalej, z której strony

Litwy wyprowadzają swe gniazdo rodzinne,

Naturalnie wielmożne i imieniem słynne.

— Alem wkrótce zapłonął wstydem i sromotą,

Bo ojczyzną mej nimfy... było Pińskie błoto!

*) T. J. z Konradem Dobrskim.

Ilustrowany Kuryer Codzienny, 18 czerwca 1916

Aby dodać komentarz prosimy o zalogowanie się.