30 września 1923

Pierwszy włościański prezydent ministrów W. Witos.

Pierwszy włościański prezydent ministrów jest osobistością znaną w Polsce. Jego wystąpienia w Sejmie lwowskim i parlamencie wiedeńskim interesowały szerokie warstwy obywateli małopolskich. W Kongresówce i na ziemiach b. zaboru pruskiego postać Wincentego Witosa nabrała reljefu dopiero podczas wystąpień jego w Sejmie w sprawie rolnej.

 

Sprawa ta gorączkowała wszystkie stronnictwa. Była chwila, iż decydowała ona kategorycznie o układzie naszych sił społecznych a nawet przesądzała celowość istnienia Sejmu, jako instytucji praworządnej.

Wincenty Witos był głównym inicjatorem i projektodawcą owej słynnej reformy.

 

Wszystkie stronnictwa z uwagą śledziły wtedy wystąpienia prezesa Klubu piastowców. Przeciw Witosowi organy niektórych stronnictw podjęły ostrą kampanję. Brak krawata przy kołnierzu przywódcy wloścjan był wysuwany, jako argument decydujący. Prezes piastowców nosi się bowiem z chłopska. Nie rozstaje się z długim butem i nie zakłada do gorsu krawata. Nie chce uchodzić za nikogo więcej, niż jest. Wystarcza mu w zupełności jego włoścjańskie pochodzenie.

 

Wszystko co zdobył w życiu —zawdzięcza swojej nieustępliwej, twardej pracy. Nie wiele dali mu rodzice na drogę życia. Protekcją żadną nie mógł mu służyć ojciec, zwykły wieśniak z Wierzchosławic, z pod Tarnowa. Witos szedł przez życie z tęgą fantazją pracownika i tylko pracownika.

Długie lata pracował, jako cieśla w lasach Sanguszkowskich za 80 halerzy dziennie. I wtedy nie poddawał się czarnym myślom. Jadł ciężko zapracowany chleb i gotował się do przyszłej swojej roli politycznej. Miał zmysł organizacyjny, potrafił zdrowym swoim praktycznym rozsądkiem przekonywać współtowarzyszy pracy. To wysunęło go na czoło.

 

W roku 1908 przechodzi on do Sejmu galicyjskiego we Lwowie. Nieznużoną zabiegliwością zwraca na siebie powszechną uwagę. Z młodym posłem chłopskim liczą się wtedy poważnie, bo nie sieje on słów na wiatr. W roku 1911 wybrany zostaje do Parlamentu austrjackiego. W Kole Polskiem Witos staje się odrazu indywidualnością, koło której bacznie się uwijają tak stańczycy jak i narodowi demokraci. Zostaje niebawem wice-prezesem Koła Polskiego w Wiedniu. W roku 1913 po upadku Stapińskiego Witos jest już przewodniczącym P. Prezydentowa Karolina Wincentowa Witosowa. klubu piastowców, a na kongresie rzeszowskim wybiera go stronnictwo na swojego prezesa.

 

W lata wojny Witos zwalcza wszelkie „orjentacje". Chce służyć tylko niepodległej Ojczyźnie. Dnia 28 Maja 1916 r. przeprowadza on na zjeździe krakowskim swojego stronnictwa rezolucję, żądającą niepodległości Polski. Koło Polskie w Wiedniu w r. 1918 chciało mu powierzyć przewodnictwo.Nie przyjął.

 

Nie przyjął też teki w gabinecie Moraczewskiego, nie chciał wziąć udziału w rządzie lubelskim. W tym czasie tworzy on komisję likwidacyjną dla spraw b. zaboru austryjackiego.

 

Gdy po walkach, ogłoszono wybory do pierwszego Sejmu Niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej. Witos stawia swoją kandydaturę w okręgu Tarnowskim i zwycięża. W Sejmie warszawskim umie on tak postawić swoje stronnictwo, że od pierwszej chwili w rękach jego skupia się decyzja we wszystkich ważniejszych sprawach.

 

Witos, nie należy do rzędu fajerwerkowych krasnomówców. Jego przemówienia obfitują przedewszystkiem w fakta. Faktami temi właśnie osiąga swoje powodzenia parlamentarne.

 

Pan poseł Marcin Przewrocki, przyjaciel obecnego prezydenta i długoletni towarzysz pracy w polskiem stronnictwie ludowem mówi o nim:

 

— Witos — to przedewszystkiem praca. Nikt go nie zastąpi przy robocie- Lwią część powodzeń stronnictwo nasze zawdzięcza jego pracowitości.

 

— Ile lat liczy sobie obecnie p. prezydent ministrów?

 

— Ma ze czterdzieści sześć, może osiem, ale nie więcej.

 

— Czy to prawda, że p. prezydent ma duży majątek osobisty?

 

— Mój panie, ma on tyle, ile można zarobić ciężką pracą, Jego posiadłość wynosi 28 morgów. Cztery krowy i dwa konie — to cały inwentarz.

 

— Któż tam gospodarzy, gdy prezydent zajęty jest polityką?

 

— A któżby, jak nie żona. Witosowi udała się żonka, co się patrzy. Daj Boże każdemu mężczyźnie!

 

— Pamięta pan zapewne opisy wesela w Wierzchosławicach w prasie rewolwerowej. Czy była w tern choć krzta prawdy?

 

— Byłem zaproszony na wesele obecnej p. Stawarzowej, córki Witosa. Jak przed Bogiem świadczę, że gazetki łgały, jak najęte. Wiadomo — chodziło im o agitację przeciw naszemu prezesowi. Co tu gadać, wesele było, jak wesele. Bawiliśmy się z chłopska, po naszemu. Grała nam wiejska muzyka. Trwało to od 4-ej po obiedżie do 1-ej w nocy.

 

— Podobno lał się szampan!

 

— E, bajdy, panie redaktorze, Za co? Był tylko sznaps, piwo, jak zwykle na chłopskiem weselu. Muszę jednak powiedzieć, że tego sznapsa nie oddałbym za szampana. Był on rzetelnie przygotowany przez p. prezydentową. I nie trzeba się temu dziwić. Wydawała za mąż przecież jedynaczkę.

 

— A za kogo wyszła za mąż panna Witosówna?

 

— Za kogóżby! Za chłopa! Za pana Stawarza, syna rolnika, z Wierzchosławic. Ojciec jego będzie miał z 15 morgów, nie więcej.

 

Na zakończenie p. Przewrocki mówił mi jeszcze:

 

— Witosowi przeciwnicy stale wytykają młyn w Wierzchosławicach. Młyn ten powstał z jego inicjatywy. Jest on jednak własnością kooperatywy. Witos ma na nim akcję pięćset koronową. To wszystko! Ale wrogów jego i to w oczy kole!

 

— Jeszcze jedno pytanie panie pośle. Czy pan prezydent jest człowiekiem towarzyskim?

 

— Gdzie on miałby na to czas! Dotychczas niewiele udzielał się ludziom. Pracuje on panie, od 7-ej rano do 2-ej w nocy! Przy takiej pracy niema się czasu na chodzenie w goście.

 

Kals.

 

Świat, 21-08-1920

Aby dodać komentarz prosimy o zalogowanie się.