6 czerwca 1923

Wiosna idzie!

Nad ranem przymrozki, w nocy nawet kilka, stopni mrozu, przez dzień łagodna aura — w południowe godziny ciepłe, wiosenne słońce — wszystko to świadczy, że tyrania zimy się kończy, a chociaż walczy ona jeszcze o swe panowanie — walka to beznadziejna, walka, w której uledz musi potędze młodej wiosny!

            Miasto kąpie się w słońcu i błocie, a kąpiele takie, jak wiadomo, są bardzo zalecane, zwłaszcza osobnikom o słabych piersiach lub dziurawych butach.

            Z pod Wiednia donoszą o pojawieniu się pierwszych bocianów, a we wschodniej Galicyi t. zw. „plamistego" tyfusu. Jeden z tutejszych poetów wielbiciel wiosny i płci pięknej — złapał po raz pierwszy — motyla i miał zamiar wychować go na cukrze aż do cieplejszej pory, nie mógł jednak nigdzie w mieście dostać tyle cukru, ile motyl na tydzień potrzebuje.

            Pogłoski o braku kawy i niedostatku grochu okazują się mylnemi. Widziano bowiem wczoraj w południe na Linii A — B spacerującego pana w kawowej zarzutce i jedną damę w groszkowej krawatce. Na obfitość bydła, zwłaszcza świń, również Kraków uskarżać się nie może.

            Wisła — puściła się... Tak to bywa pod wiosnę, a nawet i w zimie i to nietylko z rzekami, noszącemi kobiece imiona.

            Jednem słowem — wiosna idzie! Oby tylko doszła i nie zatrzymano jej, podobnie jak kartofli, w drodze do Krakowa!...

Ilustrowany Kuryer Codzienny, 18 marca 1917

Aby dodać komentarz prosimy o zalogowanie się.