Kapelusz za 80 tysięcy franków.
Ten najkosztowniejszy na świecie kapelusz ofiarowała zonie prezydenta republiki francuskiej, 112me Deschanel, hojna Ameryka. I już na bulwarach paryskich rozbrzmiewa lekka, jak piana wina szampańskiego, skrząca się dowcipem piosenka o „bibi" — tak Paryżanie nazywają zdrobniale damski kapelusz — który przyjechał aż z Ameryki, by ozdobić starannie ondulowaną koafiurę eleganckiej pani prezydentowej.
„Excelsior" zaś nie omieszkał posłać jednego z współpracowników na interwiew do najznakomitszych paryskich modystek, jak Lewis i Georgette, aby dowiedzieć się, czy kapelusz może istotnie kosztować aż 80 tysięcy franków.
I wszystkie rzeczoznawczynie orzekły, że cena najkosztowniejszego „bibi", przybranego najwspanialszemi egretami i przepysznemi skrzydłami rajskich ptaków, nie może przewyższać 5 tysięcy franków. Kapelusz za 80 tysięcy musiałby być zrobiony ze złota lub ozdobiony drogimi kamieniami.
W każdym razie Ameryka skompromitowała się — madame Deschanel kapelusza nie przyjęła i na bulwarach Paryża rozbrzmiewa frywolna, jak uśmiech gryzetki, piosenka z ironicznym refrenem:
Ah! ce chapeau de rere espece
Coutant quatre ving mille franncs...
Ilustrowany Kuryer Codzienny, 27-05-1920